Zanim mieszkaniec Wierzchlesia koło Szudziałowa trafił do ośrodka zdrowia, najpierw szedł do miejscowej zielarki. Dopiero jak ona nie pomogła, to szukało się pomocy u lekarzy.
Kiedy dziewięcioletni Jurek Giba zachorował i bardzo długo nie mógł się wykurować z kaszlu i duszności, wyleczyła go sąsiadka.
Jurek Giba to późniejszy archimandryta Gabriel.
Chciałem się odwdzięczyć
To był przełom lat 60. i 70. ubiegłego stulecia.
– Ola Kiszuk mnie wyleczyła herbatkami ziołowymi i miodem – opowiada ojciec Gabriel. – Chociaż byłem dzieckiem, jej wiedza mnie fascynowała.
Jurek poprosił zielarkę, żeby mu pozwoliła zbierać lecznicze rośliny. Zgodziła się, a przy okazji przekazała mu wiele ze swoich umiejętności.
– Uczyła mnie, jak rozpoznawać zioła, kiedy je zbierać – bo przecież ważna jest nie tylko pora roku, ale i pora dnia. A potem trzeba wiedzieć, jak je suszyć. Ola Kiszuk wtajemniczała mnie również w to, które zioła na co pomagają, jak należy je przygotowywać i podawać chorym.
Ta dziecięca fascynacja nigdy nie minęła. Dzisiaj ojciec Gabriel przyjmuje chorych nie tylko z Białostocczyzny. Szukają u niego pomocy ludzie z całej Polski, a niektórzy przyjeżdżają nawet z zagranicy.
W wojsku i w zakonie
Nie byłby dzisiaj ojciec Gabriel tak dobrym zielarzem, gdyby swoją edukację w tej dziedzinie zakończył na naukach u Oli Kiszuk z Wierzchlesia.
– Swoją wiedzę pogłębiałem czytając fachową literaturę, prasę. Dużo rozmawiałem z lekarzami, którzy obok medycyny konwencjonalnej uznają też ziołolecznictwo. Bardzo wiele dały mi kontakty z profesorem Aleksandrem Ożarowskim, farmaceutą o ogromnym dorobku w dziedzinie fitoterapii.
Kiedy młody Jerzy Giba trafił do wojska, poprosił dowódcę o pozwolenie na zbieranie i suszenie ziół. O dziwo, szef nie miał nic przeciwko temu. Mało tego, przydzielił mu jeszcze kilku rekrutów do pomocy.
– Suszyłem zioła, a potem przygotowywałem z nich herbaty, które żołnierze pili do posiłków. Ale nie tylko, bo często moje zioła pomagały przy przeziębieniach albo niestrawnościach.
To było na początku lat 80. A kilka lat później, po odbyciu nowicjatu w Domu Zakonnym w Supraślu, w 1986 roku Jerzy Giba złożył śluby zakonne. Po kilku miesiącach otrzymał święcenia kapłańskie. Od maja 2000 do kwietnia 2008 roku był przeorem Klasztoru Męskiego Zwiastowania NMP w Supraślu.
Już jako ojciec Gabriel kontynuował swoje zainteresowania ziołolecznictwem. To było zajęcie pięknie wpisujące się w tradycję życia zakonnego.
– W Puszczy Knyszyńskiej rośnie wiele cennych dla ziołolecznictwa roślin – opowiada ojciec Gabriel. – Żyjąc w supraskim monastyrze zbierałem zioła w lasach i na łąkach. Znajdowały one zastosowanie w kuchni, jako przyprawy. Robiłem smaczne i zdrowe herbaty dla mnichów. Ale głównym celem było niesienie ulgi chorym. Z mojej wiedzy korzystali nie tylko bracia zakonni, ale i okoliczna ludność.
To między innymi dlatego tak bardzo mieszkańcy Supraśla i pobliskich wsi żałowali, kiedy archimandryta Gabriel opuścił supraski monastyr, aby budować dzieło swojego życia: pustelnię w Odrynkach.
Zakonnik jednak nie zostawił bez pomocy tych, którzy szukają jej u niego. W każdą środę przyjmuje chorych we wsi Krzywiec koło Narwi, w budynku po szkole podstawowej.
– Czasami przyjeżdża bardzo wielu pacjentów, a bywa, że jest ich mniej – opowiada ojciec Gabriel. – Ja dla każdego znajdę czas. Od ósmej rano do czwartej po południu przyjmuję chorych, a o godzinie 17 odprawiam w ich intencji specjalne nabożeństwo.
Ojciec Gabriel przyznaje, że często wizyta u niego przypomina seans u psychoterapeuty. On to nazywa spotkaniem duchowym.
– Wielu chorych trafia do mnie w stanie skrajnego zwątpienia, wyczerpania psychicznego spowodowanego faktem, że tradycyjna medycyna jest w ich przypadku bezsilna. Nigdy nie kwestionuję tego, co zalecają lekarze, przeciwnie, często konsultuję się z nimi w konkretnych przypadkach. A to, że udaje mi się pomóc w tych niby beznadziejnych przypadkach wynika z tego, że ja poświęcam człowiekowi tyle czasu, ile on potrzebuje. Bo pacjent tego głównie oczekuje od lekarza: rozmowy, prawdziwego zainteresowania, empatii. Lekarze nie chcą albo nie mają czasu – nie mnie oceniać. Widzą przypadek z numerkiem, umówiony na konkretną godzinę, któremu mogą poświęcić tyle i tyle minut. I koniec.
Swoją wiedzę na temat ziołolecznictwa, ziół i ich uzdrowicielskiej mocy zakonnik zawarł w książce „Apteka ojca Gabriela”, której promocja odbyła się kilka dni temu w Białymstoku. A ojciec Gabriel już przygotowuje następne dzieło, uzupełnienie „Apteki…”, w którym będzie więcej porad na więcej przypadków chorobowych.
A oto zalecana przez ojca Gabriela ziołowa mieszanka na herbatkę leczącą grypy i przeziębienia:
Ziele rdestu ptasiego (50 g), ziele skrzypu polnego (50 g), ziele szałwii (50 g), ziele tymianku (50 g), ziele macierzanki (50 g), kora wierzby (150 g), liść brzozy (50 g), liść babki zwyczajnej(50 g), liść podbiału (50 g), liść maliny (50 g), kwiat bzu czarnego (50 g), kwiat tawuły (wiązówki błotnej) (50 g), kwiat dziewanny wielkokwiatowej (50 g), korzeń prawoślazu (50 g), korzeń żywokostu (50 g).
Wszystkie składniki trzeba dokładnie wymieszać i przechowywać w suchym miejscu w papierowej torbie.
Cztery czubate łyżki stołowe mieszanki zalewamy pięcioma szklankami wrzącej wody i przykrywamy na co najmniej 50 minut. Po przecedzeniu należy pić 1/2 lub 3/4 szklanki między posiłkami (4-5 razy dziennie). Dla poprawienia smaku można herbatkę osłodzić sokiem z malin lub naturalnym miodem.
Niniejszy artykuł ma charakter informacyjny i nie stanowi porady lekarskiej.