Blog Post

Czy zioła rzeczywiście leczą? Wszystko, co trzeba o nich wiedzieć

Czy zioła rzeczywiście leczą? Wszystko, co trzeba o nich wiedzieć

Jakie to proste: wystarczy nazrywać w parku babki lancetowatej, świeże liście rozetrzeć w moździerzu, zmieszać z wodą i podgrzać do wrzenia. Gotowy napój wyleczy wiosenne nieżyty dróg oddechowych i zapalenia gardła. W poradnikach zielarskich znajdziemy receptury także na znacznie poważniejsze choroby: cukrzycę, nadciśnienie, przerost prostaty, nie mówiąc o bezsenności czy kłopotach z pamięcią. Można odnieść wrażenie, że wszystko, co pleni się na skraju drogi, jest przydatne w domowej apteczce, a każdemu problemowi zdrowotnemu można zaradzić pijąc lub wklepując w obolałe miejsce roślinną miksturę.
Jednak znawcy fitoterapii, czyli uznanej przez naukę dziedziny farmacji, zajmującej się badaniami i oceną zastosowania roślin w medycynie (z greckiego phyto to roślina, therapeia – leczenie) przestrzegają – nie we wszystkich darach natury kryje się uzdrawiająca moc, a działanie roślinnych leków wcale nie jest takie, jak obiecują reklamy.
Przede wszystkim na efekty trzeba czekać znacznie dłużej niż po zastrzyku lub zażyciu syntetycznej pigułki. Eksperci odradzają również zbieranie ziół na własną rękę i sporządzanie z nich domowych leczniczych nalewek. Bo po pierwsze – trudno czasem odróżnić dziko rosnącą wartościową roślinę od chwastu. A po drugie – może znajdować się w niej więcej metali ciężkich i związków trujących niż przywracających zdrowie substancji aktywnych.
Natomiast w preparatach, które można kupić w aptekach i sklepach zielarskich, zioła pochodzą z tzw. upraw kontrolowanych, gdzie wszystko jest wystandaryzowane i podlega kontroli, od zbioru surowca do gotowego produktu.
Plantacje roślin leczniczych zajmują w Polsce powierzchnię 30 tys. ha, czyli jedną czwartą wszystkich upraw w Europie. To stawia nas na pierwszym miejscu wśród producentów surowców zielarskich. Najbardziej znanym i cenionym jest korzeń kozłka lekarskiego (czyli popularna waleriana), z którego wytwarza się większość roślinnych leków uspokajających na naszym kontynencie.
Kuracje ziołowe pozostają jednak na obrzeżach medycyny i są kojarzone ze starą sztuką leczenia – nikomu dziś niepotrzebną, skoro większość dolegliwości można uśmierzać produktami oferowanymi przez przemysł farmaceutyczny. Bez substancji pozyskiwanych z roślin trudno wszakże wyobrazić sobie rozwój farmakologii. Digoksyna stosowana w chorobach serca pochodzi z naparstnicy, aspiryna – z kory wierzby, atropina wykorzystywana do rozszerzania źrenic (by okulista mógł obejrzeć dno oka) oraz w łagodzeniu kolki nerkowej – z liści pokrzyku wilczej jagody, zaś taksol znany z terapii nowotworów piersi i jajnika wyodrębniono z kory cisa krótkolistnego.
Ponad połowa współcześnie stosowanych w onkologii leków ma strukturę chemiczną, którą poznano na podstawie badań składu roślin. Pozyskiwanie leków na skalę przemysłową z kłączy, liści czy korzeni jest jednak trudne – stuletni cis dostarcza zaledwie grama taksolu, czyli połowy dawki potrzebnej do jednej kuracji. Na szczęście chemicy potrafią na podstawie znajomości aktywnych składników wyodrębnionych z przyrody syntetyzować leki na drodze chemicznej, a ostatnio coraz większą rolę odgrywa biotechnologia. – W kilogramie dziurawca jest tylko 0,8 mg substancji aktywnej hiperycyny, która działa przeciwdepresyjnie – mówi prof. Stanisław Sobiak, kierownik Katedry Technologii Chemicznej Środków Leczniczych na Wydziale Farmacji Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. – Warto by tak zmodyfikować genetycznie dziurawiec, aby otrzymać odmianę produkującą tej substancji więcej.
Jest jednak pewna wątpliwość. Skoro na właściwości lecznicze ziół nie zawsze składa się pojedynczy składnik (jak przeciwnowotworowy taksol pozyskiwany z cisów), lecz często bogaty kompleks substancji aktywnych, to czy modyfikacje genetyczne podnoszące stężenie jednego związku nie osłabią zdrowotnego działania całej rośliny? – Z tym może być problem – przyznaje prof. Sobiak, według którego współczesna fitoterapia stanęła na rozdrożu: czy intensyfikować uprawy korzystając z rozwoju biotechnologii za cenę osłabienia naturalnych wartości ziół, czy też pozostawić naturę wolną od tego typu ingerencji.
Dr Jerzy Jambor, prezes Polskiego Komitetu Zielarskiego: – Często jestem pytany, skąd w roślinach tyle mocy, że nasi przodkowie mogli się dzięki nim żywić i leczyć? Otóż w grę wchodzą zarówno pierwotne substancje chemiczne, takie jak białka, cukry i tłuszcze, które zapewniają im wzrost, jak i substancje wtórne, od których nie zależy rozwój rośliny, lecz barwa, ochrona przed drobnoustrojami i owadami. I te właśnie substancje dodatkowe odgrywają w medycynie ważną rolę.
Na przykład antocyjany, czyli barwniki roślinne (jak malwidyna nadająca kolor kwiatom malwy), lub flawonoidy (jak przeciwzapalny tylirozyd pozyskiwany z kwiatów lipy). – We współczesnym ziołolecznictwie punkt ciężkości przeniósł się z samej rośliny na zawarte w niej substancje czynne, które warunkują jej aktywność leczniczą – mówi dr Jambor. – Ale musi to być poparte konkretnymi badaniami.
I właśnie o wyniki tych badań, potwierdzających skuteczność ziół, toczy się największy spór między zwolennikami fitoterapii i jej przeciwnikami. Zdaniem krytyków – nie istnieją wiarygodne badania kliniczne potwierdzające jednoznacznie przydatność leków roślinnych w medycynie, bo nie można tych badań przeprowadzić w tak sformalizowany sposób, jak dzieje się to w przypadku innych leków. Bardzo trudno znaleźć jednorodną (i wystarczająco liczną) grupę pacjentów, by w obiektywny sposób potwierdzić skuteczność preparatów ziołowych. Krąg naukowo zorientowanych producentów takich leków jest faktycznie niewielki, natomiast większości wytwórców nie stać na drogie badania i atesty.
Ziołolecznictwo tradycyjne, oparte na wielowiekowym doświadczeniu zielarskim, zaliczyłbym do medycyny alternatywnej. Na równi z homeopatią, aromaterapią czy apiterapią – mówi dr Jerzy Jambor. Posługuje się ono wieloskładnikowymi mieszankami ziołowymi oraz surowcami, które mają na organizm bardzo szerokie oddziaływanie. – Racjonalna fitoterapia to już co innego, bo posługuje się lekiem roślinnym o ukierunkowanym działaniu, wyraźnie zdefiniowanym składzie, mechanizmie działania i dawkowaniu.
Zanim rośliny lecznicze upowszechniły się w medycynie, przeszły test wiarygodności wśród ludów, które stosowały je od pokoleń. Cisy, z których uzyskano wspomniany taksol, rosną na górzystym obszarze USA przylegającym do północnego Pacyfiku. Osiadłe na tym terenie szczepy Indian używały kory cisa krótkolistnego jako środka odkażającego i skutecznego przeciw nowotworom skóry. Jeżówka purpurowa, czyli wzmacniająca układ odporności echinacea, również pochodzi z Ameryki Płn. i była wśród Indian uznanym antidotum na ukąszenia węży. Żeń-szeń, który działa adaptogennie (ułatwia przebywanie w warunkach ekstremalnych, zmniejsza obciążenie psychiczne i fizyczne), jest w Azji rośliną znaną od 4 tys. lat. Dopiero w laboratoriach farmaceutycznych okazało się, że zawarte w jego korzeniu aktywne substancje, tzw. ginsenozydy, są w stanie naprawiać uszkodzone komórki.
I nie jest prawdą, że najwartościowsze rośliny lecznicze rosną tylko w Azji lub tropikalnych dżunglach. W Klęce pod Poznaniem można spotkać uprawy aloesu drzewiastego (hodowanego w specjalnie przystosowanych szklarniach) i aż 10 tys. drzew miłorzębu, który wymaga odpowiedniego poziomu wód gruntowych i specjalnie zakwaszonej gleby.
Potrzeba dwóch–trzech lat, by z aloesu drzewiastego móc pozyskać liście do produkcji wytwarzanej tam Biostyminy, preparatu przydatnego w rekonwalescencji i stanach obniżonej odporności – mówi prof. Stanisław Sobiak, który poza pracą naukową w Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu jest jednocześnie konsultantem firmy Phytopharm w Klęce. To prawdopodobnie jedyne takie miejsce w Polsce, gdzie sezonowych zbieraczy ziół (oprócz wspomnianych upraw, zakład pozyskuje do produkcji 25 dziko rosnących roślin: m.in. głóg, pokrzywę, jemiołę) szkoli profesor wyższej uczelni. – Nie wystarczy ściąć z pola byle jaką pokrzywę, by otrzymać z niej surowiec do produkcji leków moczopędnych – objaśnia prof. Sobiak. – Nie może być zbyt wysoka, należy ją zbierać po południu lub wieczorem, właściwie przechowywać i najpóźniej do 7 rano następnego dnia dostarczyć do skupu. Ważna jest technika zbioru, ale i miejsce, skąd się ją zrywa.
Zdaniem dr. Jerzego Jambora, współczesna fitoterapia odchodzi jednak od zbieractwa na rzecz upraw kontrolowanych. – Hodowane w Klęce miłorzęby mają większą zawartość flawonoidów niż dziko rosnące w Chinach drzewa tego gatunku, bo na plantacji rośliny są jednorodne, odpowiednio nawadniane i nawożone, znany jest skład ich substancji aktywnych, nie przedostają się do nich żadne związki niepożądane. W latach 50. w Polsce 75 proc. roślin stosowanych w lecznictwie dostarczali zakładom przetwórstwa zielarskiego zbieracze. Dziś proporcje się odwróciły i aż 80 proc. surowców pochodzi z upraw.
Fitoterapię radzę stosować szczególnie w profilaktyce, rekonwalescencji i w geriatrii, bo podawanie leków roślinnych ludziom starszym jest bezpieczniejsze i nie naraża ich na niepożądane reakcje układu pokarmowego – twierdzi dr Jerzy Jambor i jednocześnie podkreśla: – W chorobach nowotworowych, zakaźnych i innych ciężkich schorzeniach fitoterapia jest nieskuteczna. Leki roślinne mogą być wtedy stosowane jako środki wspomagające.
W przypadku każdej przewlekłej choroby kolejność postępowania powinna być taka: najpierw wizyta u lekarza, który ustali właściwy plan leczenia, a dopiero potem kontakt z fitoterapeutą, który pomoże dobrać zioła zmniejszające trudy terapii. Zarówno lekarz jak i zielarz powinni wiedzieć, jakie przyjmujemy preparaty, bo specyfiki roślinne mają ogromny wpływ na wchłanianie leków i odwrotnie. Również jeśli czeka nas operacja lub jakikolwiek zabieg (np. gastroskopia), należy przerwać ziołową kurację na co najmniej 3 dni przed wizytą w szpitalu, gdyż większość ziół hamuje krzepnięcie krwi (patrz ramka „Leczą czy szkodzą?”).
W wielu wypadkach leki roślinne mogą skutecznie przeciwdziałać łagodniejszym dolegliwościom, które towarzyszą chorobom przewlekłym: depresji, nudnościom, bezsenności. – Równie skuteczne jak leki syntetyczne są antydepresyjne preparaty otrzymane z ziela dziurawca lub mające działanie przeciwwymiotne preparaty z kłącza imbiru – radzi dr Jerzy Jambor. Swoją terapeutyczną moc (wykorzystywaną już w starożytnej Grecji i rozsławioną przez średniowiecznego medyka Paracelsusa) dziurawiec zawdzięcza hiperycynie, która reguluje wymianę neuroprzekaźników w mózgu, odpowiedzialnych za nasz nastrój. Z kolei kłącze imbiru (opisywane w jednej z najstarszych chińskich ksiąg medycznych pochodzącej z 2700 r. p.n.e.) zawiera związki aktywne o silnym działaniu przeciwwymiotnym.
Bezsenność są w stanie zlikwidować: kozłek lekarski, melisa, niedoceniane preparaty chmielu oraz passiflora (męczennica). Skuteczna walka z bólem nowotworowym przy użyciu ziołowych naparów będzie skazana na przegraną, choć warto podkreślić, że szeroko stosowaną w medycynie morfinę pozyskiwano w sposób naturalny z makówek jako składnik opium. Opium zaś, niegdyś jedyny silnie działający lek przeciwbólowy, z powodzeniem wykorzystywano aż do końca XIX w. Równoległą karierę w Chinach, a następnie w Europie zrobił przeciwbólowy wyciąg z konopi indyjskich, dziś również spopularyzowany w uśmierzaniu bólu.
Sięgając po leki roślinne należy liczyć się z ryzykiem wystąpienia działań niepożądanych lub z przeciwwskazaniami do stosowania niektórych preparatów. Na przykład po spożyciu tabletek z imbirem może pojawić się zgaga i nie powinny z tej kuracji korzystać osoby z kamicą żółciową ani kobiety w ciąży. Dziurawiec uwrażliwia na słońce i utrudnia krzepliwość krwi (należy go odstawić przynajmniej 5 dni przed planowaną operacją). Jeżówka nie jest polecana chorym na astmę, bo przyspiesza ataki duszności.
Dawkowanie leków roślinnych powinno odpowiadać ustalonym dla każdego preparatu zasadom opisanym na opakowaniu lub w ulotce informacyjnej – poucza prof. Stanisław Sobiak. Dotyczy to również czasu: w przypadku tego typu leków kurację prowadzi się z reguły przez 2–4 tygodnie (następnie należy zrobić 7–14-dniową przerwę). Lecz także tu są wyjątki: stosowane w nieswoistych biegunkach preparaty z ziela przywrotnika, kłącza pięciornika lub owocu borówki czernicy podaje się tylko przez 3–4 dni, preparaty immunostymulujące z jeżówki – nie dłużej niż 8 tygodni, a preparaty z korzenia żeń-szenia – do 3 miesięcy.
Jest jeszcze jeden warunek powodzenia kuracji: w leki roślinne powinniśmy zaopatrywać się w aptekach lub sklepach zielarskich, a nie na bazarach ani tym bardziej w Internecie. Z wirtualnych aptek płyną do Polski szerokim strumieniem podejrzane mieszanki ziołowe m.in. z Chin i Filipin, nierzadko o nieznanym składzie, skażone metalami ciężkimi.
Znaczenie roślin we współczesnej medycynie wcale nie maleje, lecz rośnie. Między 1995 a 2005 r. skierowano do badań klinicznych w USA 120 leków przeciwnowotworowych. 60 proc. z nich było pochodzenia roślinnego.
Nie tylko zresztą nowe leki, ale także szczepionki wywodzące się z roślin budzą nadzieje badaczy. Prof. Hilary Koprowski (polski współodkrywca szczepionki przeciw wirusowi polio wywołującemu chorobę Heine-Medina) od lat prowadzi w tej dziedzinie badania na Uniwersytecie Jeffersona w Filadelfii. W uproszczeniu, praca naukowców polega na wprowadzaniu genów chorobotwórczych mikrobów do roślin. Dzięki temu opracowują metody pozwalające produkować szczepionki tanie i prostsze w użyciu. W ten sposób wyhodowano szczepionkę przeciwko wściekliźnie w pomidorach, tytoniu, szpinaku i sałacie. Przeciwko brodawczakowi HPV (wywołującemu raka szyjki macicy) – w aloesie, a szczepionkę przeciwko krztuścowi – w marchwi. Z myślą o tym, by można było ją podawać dzieciom w mieszankach żywnościowych.
Czy ten nowy nurt badań, związany z profilaktyką groźnych chorób, można jeszcze zaliczyć do fitoterapii? Nie do końca, ale przed wykorzystaniem roślin w medycynie otwiera się bardzo obiecująca perspektywa.
RUMIANEK
zewnętrznie: w chorobach skóry i błon śluzowych; wewnętrznie: w chorobach zapalnych przewodu pokarmowego, przy skurczach jelit i żołądka
ZIELE ŚWIETLIKA
zewnętrznie: do okładów w zapaleniach powiek i spojówek
LIŚĆ MELISY
wewnętrznie: przy trudnościach w zasypianiu, w dolegliwościach żołądka i jelit
LIŚĆ MIĘTY PIEPRZOWEJ
wewnętrznie: w dolegliwościach kurczowych przewodu pokarmowego, pęcherzyka żółciowego i dróg moczowych
LIŚĆ SZAŁWII
zewnętrznie: w zapaleniach i podrażnieniach błony śluzowej jamy ustnej i gardła
KWIATOSTAN LIPY
wewnętrznie: w dolegliwościach związanych z przeziębieniem
ALOES

zewnętrznie na rany i skaleczenia, wewnętrznie przy osłabionej odporności
Powikłania: zwiększa ryzyko krwawień, obniża poziom cukru we krwi
DZIURAWIEC
łagodna depresja, zaburzenia trawienne i pracy wątroby

Powikłania: zaburza wchłanianie wielu leków, zwiększa wrażliwość na słońce, zmniejsza krzepliwość krwi
IMBIR
zaburzenia lokomocyjne
Powikłania: wywołuje zgagę, zwiększa ryzyko krwawień
JEŻÓWKA (ECHINACEA)
przeziębienia, infekcje grypowe

Powikłania: utrudnia gojenie ran po operacji, wywołuje alergie u osób uczulonych na astry, stokrotki, podbiał i rumianek
MIŁORZĄB (GINKGO)
pogorszenie pamięci i sprawności mózgu uwarunkowane wiekiem
Powikłania: wzmacnia działanie leków psychotropowych, zwiększa ryzyko krwawień
SENES, RZEWIEŃ, KRUSZYNA
zaparcia
Powikłania: obniżają stężenie potasu i osłabiają siłę mięśni
ŻEŃ-SZEŃ
osłabienie organizmu, spadek wydolności
Powikłania: zmniejsza zapotrzebowanie na insulinę u diabetyków, zwiększa ryzyko krwawień.


Niniejszy artykuł ma charakter informacyjny i nie stanowi porady lekarskiej.

Related Posts